«Panie Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham» J 21, 17
Z perspektywy 21 lat życia zakonnego mogę jedynie powtarzać «wszystko jest łaską» i podpisywać się nieustannie pod biblijnymi słowami «Bóg wybrał to co głupie w oczach świata» (1 Kor, 27) oraz «Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników» (Mt 2, 17). Tak. To cała prawda o moim powołaniu. Nic nie jest moje. Wszystko jest Jego i od Niego. Wszystko jest łaską.
Od małego dziecka byłam związana mocno z parafią Chrystusa Króla, Siostrami eucharystkami. Rodzice od trzeciego roku życia prowadzali mnie na Msze św., nabożeństwa, bielanki. Bóg był obecny i bliski…
To co pamiętam od zawsze i co mnie fascynowało jako dziecko, kiedy nie rozumiałam nic z tajemnicy Eucharystii — a dziś wiem, że jest to WIELKA TAJEMNICA WIARY. Jak to możliwe, że ON zawsze TAM jest. Tam, w tabernakulum.
Tam, tzn., że kiedy kapłan rozdaje Go wiernym, nigdy Go nie braknie. Nie rozumiałam, ale było to dla mnie czymś ogromnym, wielkim, niesamowitym, że On jest ZAWSZE.
Poprzez kolejne lata katechizacji, formacji w bielankach, scholi, rekolekcji u Sióstr odkrywałam pragnienie bycia blisko Tego, który się daje…, ale jak… tego jeszcze nie wiedziałam. Od 7 klasy Szkoły Podstawowej zaczęłam chodzić codziennie rano na Eucharystię i tak chyba On zaczął rozpalać moje serce. O zakonie wtedy jeszcze nie myślałam, chociaż Siostry bardzo dobrze znałam.
Ważnym wydarzeniem był moment kiedy rodzona siostra oznajmiła, że idzie do zakonu. Pamiętam ten dzień jej odejścia, noc rozpaczy. Rodzice myśleli, że dlatego, że odeszła z domu, ale nie to było powodem. W moim sercu pojawiło się wielkie rozdarcie i pytanie: JAK TO… Jak ona może iść, jak to ja mam powołanie, i to ja chcę iść do zakonu…
Nie wiedziałam wtedy, że w Bożej pedagogice powołania, nie ma limitu na powołania rodzeństw.
Na szczęście w dość szybkim czasie w moje ręce trafił „Żółty zeszyt” św. Tereski od Dzieciątka Jezus. Co za ulga. Stała się od tej pory patronką mojego dojrzewania. Moi rodzice chyba zaczęli coś czuć, bo pewnego dnia kazali mi obiecać, że nie odejdę do ukończenia 18 roku życia… Jak obiecałam tak też zrobiłam.
Czas pierwszych lat w Liceum to czas wzlotów i upadków. To czas pewności, że chcę iść za Nim, że chcę do zakonu i do Sióstr eucharystek, ale i czas ucieczek, wątpliwości, niepewności, gdy okazywało się, że aniołów tam mogę czasem nie spotkać. On jednak ciągle pukał, pociągał do Siebie, rozpalał serce. Moim wielkim pragnieniem było pełnić Jego wolę i wierzyłam coraz mocniej, że w ślubie posłuszeństwa mam to zagwarantowane.
Nadszedł moment (w dniu 18 urodzin), w którym powiedziałam Mu w sercu tak, ale postanowiłam znaleźć inne Zgromadzenie. Zaczęłam kombinować. No bo jak… dwie siostry… Poza tym od dzieciństwa zawsze z eucharystkami, więc może to pragnienie jest złudne? Zaczęłam więc modlić się i szukać, jeździć do przeróżnych Zgromadzeń.
Różne doświadczenia były, czasem wręcz śmieszne, ale nigdzie nie odnalazłam pokoju serca. Wróciłam do Źródła. A jedynym Źródłem, Sensem, Radością mojego życia był On w Eucharystii. I tak w III klasie Liceum oddałam się tej Rodzinie Zakonnej i otrzymałam stokroć więcej. «Cóż mam czego bym nie otrzymał…» 1 Kor 4, 7.
s. Małgorzata Galik SJE