Pan Bóg dając nam życie, ma dla niego pewien plan, wytycza każdemu drogę, na której będzie go realizował — powołuje i obdarza łaskami, które są potrzebne do wypełnienia tego Bożego planu. Tak więc, historia mojego powołania zaczęła się już w momencie poczęcia. Jeszcze wtedy nic o tym nie wiedziałam, ale On tak. Mogę tu opowiedzieć w jaki sposób Bóg stopniowo odkrywał przed mną swoją miłość i z jaką delikatnością czekał na moją odpowiedź.
Wielkim darem kochającego Boga byli moi Rodzice, którzy przekazali mi nie tylko życie, ale i wiarę. Dzieciństwo wspominam m.in. również jako okres wzrastania duchowego. Atmosfera modlitwy w domu rodzinnym, systematycznego korzystania z sakramentów oraz częstego uczestniczenia w Mszy Świętej stawały się dobrym gruntem do rozwoju wrażliwości na świat duchowy.
Pierwszym bardzo osobistym i głębokim doświadczeniem osobowej miłości Boga był dzień mojej pierwszej Komunii Świętej.
Nie zdołam tego wyrazić, ale moje serce w tym dniu napełniło tak wielkie szczęście, że nie potrafiłam powstrzymać napływających do oczu łez.
To było coś, czego nie da się wypowiedzieć, coś co zostaje tajemnicą między mną i Jezusem. Miłość która ogarnia, stapia w jedność, w której wszystko dokoła blednie i nie ma znaczenia. To był moment, ale jego wspomnienie jest żywe nawet po tylu latach. Potem wszystko toczyło się jak zwykle: chodziłam do szkoły, pomagałam rodzicom w pracy na roli i w pracach domowych. Po ukończeniu ósmej klasy szkoły podstawowej, w wakacje podczas prac przy sianokosach zachwyciłam się pięknem przyrody. Trwając w tym oczarowaniu usłyszałam w sercu delikatny głos: «to dla ciebie». Bóg pokazał mi jak bardzo mnie kocha — dla mnie stworzył piękny świat.
Przez jakiś czas trwałam w tej wewnętrznej radości ciesząc się pięknem tego co stworzone, a On dyskretnie mi towarzyszył i cierpliwie czekał. Podobnie, jak dziecko dostanie jakiś piękny prezent, całe jest pochłonięte radością tego podarku, a Rodzic stoi z boku i cieszy się radością dziecka. Dopiero po pewnym czasie zaczęłam sobie uświadamiać potrzebę odpowiedzi na ten piękny dar Bożej miłości, zaczęłam bardziej myśleć o Tym, który mnie obdarowuje niż o samym darze. Coraz częściej w głębi serca pytałam: Boże jak mam odpowiedzieć na tak wielką Twoją miłość? I wtedy w sercu znowu usłyszałam ten delikatny głos: «Jeśli chcesz pójdź za Mną». Miłość rodzi miłość, nie było innej opcji jak odpowiedzieć TAK.
Miałam wtedy 15 lat i byłam gotowa od razu zostawić wszystko i iść za Jezusem. Napisałam o tym pragnieniu do Matki Generalnej naszego Zgromadzenia. Ponieważ odpowiedź nie przyszła szybko, rozpoczęłam naukę w Liceum Ogólnokształcącym w Rabce.
W trakcie roku szkolnego przyszła odpowiedź, aby na Boże Narodzenie przyjechać do domu nowicjackiego w Górze Kalwarii, a w wakacje na rekolekcje powołaniowe dla dziewcząt. Z obydwu zaproszeń skorzystałam. Prosiłam Boga, aby podczas rekolekcji dał mi jakiś znak potwierdzający powołanie, gdyż zaczął pojawiać się lęk, że to tylko moja fantazja i wymysły. Na zakończenie rekolekcji Siostra prowadząca rozdawała wszystkim uczestniczkom obrazki z myślami, zaznaczając, abyśmy się zastanowiły, co Bóg chce każdej z nas przez tą myśl powiedzieć. Gdzieś w sercu czułam, że to będzie dla mnie odpowiedź i z pewnym lękiem czekałam na swoją kolejkę. Bałam się tego, że Bóg potwierdzi łaskę powołania i bałam się, że może tego nie potwierdzić.
Kiedy wyciągnęłam obrazek poczułam niewypowiedzianą ulgę. Na obrazku był cytat z Izajasza: «Nie lękaj się bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu, moim jesteś». I wszystko stało się jasne.
Po powrocie z rekolekcji czekała mnie rozmowa z Rodzicami, byłam niepełnoletnia (16 lat) i potrzebowałam ich pisemnej zgody. Rodzice nie sprzeciwili się. Wszystko wydawało się takie jasne i proste. Dwudziestego piątego sierpnia stanęłam przed furtą w Pruszkowie i strach mnie obleciał. Byłam gotowa zawinąć się na pięcie i jak najszybciej uciec. Drzwi otworzyła s. Stanisława Wielgo i zaprosiła do środka. Jak weszłam — tak jestem do dzisiaj. Nigdy nie żałowałam tej decyzji. A w jaki sposób będąc w Zgromadzeniu odpowiadam na Jego wciąż żywą miłość… On to wie.
s. Elżbieta Twaróg SJE
Dziękuje za świadectwo siostro! Szczęść Boże 🙂