Przejdź do treści

Kocham Cię Panie, daję Ci wiele…
Przecież wszystko!

Pomyśl… Może Jezus żyjący w Przenajświętszym Sakramencie pragnie Twojej miłości, Twoich młodych rąk, Twojego zapału. Przyjdź, razem zrobimy więcej. 

Moja wiara rozwijała się w sposób naturalny. Duży wpływ na jej kształt mieli moi rodzice, babcia, rodzeństwo oraz Księża i Siostry uczący religii.

Jako dziecko z zachwytem i podziwem przyglądałam się i obserwowałam Siostry zakonne, które posługiwały w parafii. Zawsze uskrzydlało mnie to, że Siostry uśmiechały się do nas — do dzieci, interesowały się nami i rozmawiały… Poza tym prawie zawsze widziałam Siostry razem: modlące się w kościele lub uśmiechnięte na spacerze. Dla mnie były one po prostu wyjątkowe, już wtedy pojawiała się w moim sercu myśl, zostać siostrą dla wszystkich ludzi, jak «nasze Siostry». «Nasze Siostry», tak każdy o nich mówił — były to Franciszkanki Misjonarki Maryi.

Potem szkoła…, w szkole kolejowej podczas moich praktyk na PKP w Zamościu, obserwowałam zabieganych ludzi, dążących w jakimś kierunku i zaczęłam rozważać sens życia oraz poszukiwać swego miejsca. Rozważałam drogę życia zakonnego i przyglądałam się życiu rodzinnemu. Ostatecznie w tym czasie odeszłam od myśli o życiu zakonnym. Natomiast moje trzy najlepsze koleżanki miały poważne plany wstąpienia do zakonu. Jedna pragnęła wyjechać na misję, druga chciała wstąpić do Sióstr Franciszkanek od Krzyża, a trzecia do zakonu klauzurowego. Ich pragnienia, bardzo mnie dziwiły. Szkoda mi ich było, ponieważ wtedy uważałam, że największym szczęściem jest wyjść za mąż i założyć rodzinę.

Po jakimś czasie jedna z tych koleżanek namówiła mnie na pieszą pielgrzymkę z Zamościa do Częstochowy. Podczas tej pielgrzymki wszystko mi się zmieniło, otrzymałam w sercu tak ogromne pragnienie wstąpienia do Zgromadzenia, że od tego momentu myślałam już tylko o tym. Początkowo chciałam wstąpić do  Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi, by w przyszłości móc wyjechać na misje, lecz wewnętrznie odczułam, że to Zgromadzenie nie jest tym, do którego mam wstąpić. Po jakimś czasie mój brat Kazimierz podczas formacji w postulacie w Zgromadzeniu Księży Marianów, poznał Siostry eucharystki i próbował mnie zainteresować tym Zgromadzeniem, ale ja postanowiłam sama rozeznać… Dlatego postanowiłam przez jakiś czas codziennie uczęszczać na Mszę świętą, by modlić się o światło poznania. Niebawem zobaczyłam w gablotce przed kościołem ulotkę Zgromadzenia Sióstr Służebnic Jezusa w Eucharystii ze słowami:

«Pomyśl… Może Jezus żyjący w Przenajświętszym Sakramencie pragnie Twojej miłości, Twoich młodych rąk, Twojego zapału. Przyjdź, razem zrobimy więcej».

Odczułam w sercu radość, że to właśnie to Zgromadzenie, do którego mam wstąpić, że tu Jezus czeka na mnie u Sióstr Służebnic Jezusa w Eucharystii i potrzebuje moich młodych rąk, mojego zapału, by razem zrobić więcej, by móc jak w Rodzinie budować wspólny dom. Zdecydowałam się napisać do Sióstr i bardzo szybko otrzymałam odpowiedź oraz zaproszenie do Wspólnoty Sióstr w Warszawie.

15 sierpnia 1988 r. złożyłam pierwszą profesję zakonną, a 31 lipca 1994 r. śluby wieczyste (moje trzy koleżanki wyszły za mąż i założyły rodziny).

Myślałam wtedy, że decydując się na ten krok: daję Ci wszystko co mam Panie. Swój zapał, zdrowie, rodziców, którzy mnie kochają, rodzeństwo, znajomych, polne drogi, i park usłany złocistym dywanem z liści w jesienny wieczór, przyjaciół i marzenia młodzieńcze — pełne oczekiwań. Wciąż myślałam, że daję Ci wszystko co mam, daję Ci wiele. Droga, którą choć wybrałam, ciągle mnie jednak zastanawiała, napawała lękiem, ponieważ nie wiedziałam, gdzie mnie poprowadzi: czy do chorych, czy do głodnych — spragnionych Boga i chleba, a może do dzieci pozbawionych miłości matczynej. Myślałam: idąc w drogi nieznane daję Ci to co mam Panie, a więcej dać nie mogę.

Myślałam dotąd — kocham Cię Panie, daję Ci wiele… Przecież wszystko! I wiem dzisiaj: tak niewiele Ci dałam, bo to co chciałam Ci dać mój Panie, to wszystko jest Twoje. Ty pierwszy mnie odnalazłeś.

Nie wiem, czym mogłam zachwycić Cię Panie? Czemu spośród tylu imion mnie wezwałeś? Cóż ja mogłam przynieść ze sobą? Chyba tylko obietnic trochę i serce niestałe, tak bardzo niegodne Ciebie. A Tyś mnie zobaczył i wezwał po imieniu, by służyć innym. I dałeś mi tak wiele, na zawsze siebie.

Myślałam wtedy (15 października 1986 r.), że daję Ci wszystko co mam — Panie. Dziś wiem, że otrzymałam wszystko. Tylko żal mi jednego, że za to wszystko co otrzymałam, kocham Cię wciąż mało Panie.

s. Małgorzata Wawryk SJE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *